|
Upadłe anioły 3: Anatomia upadku świadomości
Żądło Leszek
Wielu jasnowidzów twierdzi, że ludzkość wywodzi się z
2 źródeł. Jednym z nich jest normalna ewolucja, a drugim upadek wyższych
istot duchowych. Coś w tym musi być, tym bardziej, że co nieco nie tylko
ja sobie z tego przypomniałem.
Ten pomysł wyjaśnia też, dlaczego
zawsze pewna część ludzi marzyła o tym, żeby wrócić do Boga za pomocą
unicestwienia ciała albo nawet i świata fizycznego. W pewnych okresach
dziejów świata owe dążenia zaczynają przybierać na sile wywołując
kataklizmy lub wojny. Można nawet przypuszczać, że tego typu aktywność nie
ogranicza się tylko do Ziemi. Teksty Sumeryjskie wskazują na istnienie w
pasie planetoidów planety Neberu, która miała być zamieszkiwana przez
Synów Boga, a którzy po jej zniszczeniu zamieszkali na Ziemi. Mnie się to
nie kojarzy z wątkiem UFO- logicznym.
Zawsze pewna część ludzi
była tak zmęczona życiem, że pragnęła tylko jednego - ucieczki w śmierć.
Śmierć miała załatwić wszystkie problemy. Ale... tylko zagłaskiwała je na
kilkanaście miesięcy, po których trzeba było narodzić się ponownie. Mimo
to nawet tam, gdzie znano koncepcję reinkarnacji, głoszono nauki, że
znienawidzenie i zniszczenie ciała to skuteczny sposób na powrót do Domu
Ojca Niebieskiego.
Owe marzenia mogą świadczyć, że pewna część
ludzi pamięta czas, kiedy żyło im się świetnie i szczęśliwie w
bezcielesnej postaci. Takiego etapu istnienia doświadcza większość z nas w
okresie między wcieleniami. Ale u niektórych wspomnienia są jaśniejsze i
dotyczą znacznie dłuższego okresu pobytu w krainie boskiego szczęścia i
miłości, niż można by to wywnioskować ze znajomości praw reinkarnacji. Ta
warstwa wspomnień może świadczyć, że część z nas - ludzi - rzeczywiście
istniała wcześniej jako anioły lub istoty półboskie.
Nie
przypadkiem w naukach jogi i buddyzmu mówi się o świecie dewów - bogów i
assurów - walczących bogów. Assurów możemy porównać z upadłymi aniołami, o
których mówią chrześcijaństwo i islam. Ich cechy odnajdujemy u przywódców
wielu znaczących historycznie państw lub u twórców cywilizacji. I wreszcie
wspomnienia z Atlantydy mówią wyraźnie, że wszystkie te cechy były
właściwe dla mieszkającej tam rasy, która doprowadziła tę część świata do
zagłady.
Mamy więc prawo hipotetycznie mówić o upadłych aniołach
bądź assurach, jako o istotach, które doświadczyły upadku świadomości, po
którym usiłowały się w różny sposób pozbierać, a przede wszystkim, wyrwać
z koła reinkarnacji.
Jak dowodzi historia, próby tego typu działań
podejmowano w przeszłości niezliczoną ilość razy. A co z tego wynikło?
Najczęściej ból, cierpienie, poczucie zawodu i stopniowa utrata
świetlistych wibracji.
Niektórzy byli przekonani, że znają
tajemnicę powrotu, że mogą to uczynić w każdej chwili. Ślady ich nauk
możemy do dziś znaleźć we wszystkich religiach, które obiecują, że za
wyrzeczenia Bóg nas przyjmie z powrotem. Wokół nich gromadzili się ci,
którym zabawa w życie już obrzydła. Ale ciągle wyprowadzano ich w pole.
Ciągle owe świetne sposoby okazywały się zawodne. Aż wreszcie ktoś wpadł
na pomysł obiecując zbawienie po śmierci. Odtąd reklamacji nie uwzględnia
się, bo większość ludzi i tak nie pamięta poprzednich wcieleń.
Wielu jak oka w głowie chroniło przed innymi tajemnicę życia i
śmierci. Rzekomą tajemnicę, w jaki sposób umrzeć, by powrócić do Boga. Ale
to były tylko złudzenia spragnionych miłości i spokoju dusz. Mimo to
ciągle jeszcze można natknąć się na ślady walki o utrzymanie tego rytuału
w tajemnicy. Strażnikom chodzi też o to, by nikt go nie wykonał pierwszy.
Ale tak naprawdę nie ma czego strzec, bo to i tak nie działa.
Pamięć sięga daleko wstecz i jest niezbyt doskonała. Od czasu
tamtych wydarzeń minęły tysiąclecia, podczas których umysły były odurzane
i poddawane hipnozie, a także przejmowały ograniczenia właściwe dla
środowisk, w których inkarnowaliśmy się. Mimo to tu i ówdzie pojawia się
pamięć jakiejś rajskiej krainy. Według Polinezyjczyków miała to być ich
legendarna ojczyzna -. Hawaiki. Według biblii - ogrody Edenu. Ale pamięć
mówi co innego.
Niektórzy twierdzą, że rajską krainą była
Atlantyda i że upadek tam właśnie się zaczął. Te procesy jednak nie
zaczęły się na Atlantydzie. Atlantyda to była kolonia karna dla tych,
którzy się wcześniej zbuntowali przeciw "legalnej" władzy na Mu. O jej
unikalności świadczy fakt, że na małym obszarze zgromadzono wiele istot o
specyficznych cechach - właściwych assurom. Do tego towarzystwa dołączyły
inkarnowane w ludzkie ciała istoty "ciemności", które nie zostały
rozpoznane i zdemaskowane przez wiecznie nawalonych atlantyckich "bogów".
To nie mogło rokować niczego dobrego na przyszłość.
Był tam system
władzy oparty o zasadę „pierwszy między równymi”, a wszystkim "odbijało",
że każdy z nich jest lepszy od pozostałych i bardziej boski. Tym niemniej
większość z nich uznawała głęboką mądrość proroka, który uczył o
rozkoszach "tamtego świata", które czekają na tych, którzy porzucą "ten
świat". Tylko rozsądna część zaufała ludziom wykonującym misję uratowania
ich przed kreacją wielkiej katastrofy, w jakiej pragnęli zginąć zmęczeni
jałowością bezsensownego życia znudzonych magów opartego o ćpanie.
W pamięci wielu osób, które pamiętają czasy Atlantydy, mój obraz
zachował się jako wizja nieokrzesanego głupka, z którego wszyscy dobrze
się nabijali. Podobno żeby mi nie czynić przykrości, ci dobrzy ludzie
zaczęli udawać, że serio traktują to, co mówię i co robię. Podobno więc,
by mnie nie zranić, zaczęli udawać, że ćpają, że robią jakieś eksperymenty
genetyczne. Inni z kolei zaczęli udawać, że są hybrydami. Dziwne to:
wszyscy udawali, żeby mi nie sprawić przykrości, ale po tysiącach lat
obwiniają mnie o swoje nieszczęścia z tamtych czasów.
Ktoś gdzieś
się zakłamał, żeby nie widzieć, kim był i co sobą naprawdę reprezentował.
Atlantydzkie ćpanie nie było udawaniem. Ono naprawdę niszczyło umysły
tych nieszczęśników. Pozostawiało głębokie ślady w karmie. Ślady, które do
dziś manifestują się jako paraliż mocy czy decyzji. Nie dziwię się
niedokładności wspomnień. Wielu może tylko powiedzieć: to było przed
kataklizmem, a to po nim. I na tym kończy się możliwość dokonania
porównań. Ale wielu nie wie za bardzo, co było wcześniej. Upadek
zaczął się znacznie wcześniej. I pewnie pełniłem w nim jakąś rolę.
Dokładnie nie pamiętam. Chyba moja podświadomość nie jest do niej
przywiązana. Chociaż coś mi się przypomina, że miałem sojuszników, z
którymi ślubowaliśmy sobie nawzajem, że uczynimy wszystko i że będziemy
się wspierać, żeby nie powrócić do Boga. Wszystko, tylko nie to!
Na Atlantydzie usiłowałem „odkupić” swoje wcześniejsze „grzechy”
związane z upadkiem. Teraz rozumiem, że była to walka z wiatrakami, bo nie
można odwieść od niebezpiecznej zabawy tych, którzy dla kontynuowania jej
postanowili nawet zginąć. Zresztą i wcześniej śmierć rozwiązywała ich
problemy ze zmęczeniem życiem. Oczywiście, tylko na jakiś czas.
Mieszkańcy Atlantydy byli naiwni jak dzieci. Uważali się przy tym
za niezwykle chytrych i przebiegłych. Ulegali jednak szaleńczym opiniom i
intrygom, które im akurat pasowały. Przekonani o swej nieomylności, nawet
nie próbowali ich weryfikować. Byli tak pewni swej zaćpanej intuicji, że
nie zastanawiali się nawet, że ktoś ich może oszukać i wykorzystać do
niecnych celów. Pycha rozdymała ich, a niska samoocena nie pozwalała
przyznać się do błędu. Dlatego usiłowali trwać w tradycji, która
doprowadzała ich do coraz większej degeneracji psychicznej. Mieli oni
jeszcze wiele energii i mocy świetlistych istot, ale brak im było
wyobraźni, jak twórczo i dla ogólnego pożytku z nich korzystać. Dawali się
za to szczuć inkarnowanym w ludzkie ciała istotom ze zstępującej linii
rozwoju ewolucyjnego, co w efekcie doprowadziło do wielkiej katastrofy.
O naiwności Atlantów może świadczyć przypadek pewnego człowieka,
któremu obiecano, że jeśli wywiezie mnie z Atlantydy i odsunie od wpływu
na politykę i na bieg wydarzeń, wówczas odzyska utracony wcześniej
majątek. Wykonał on swe zadanie, a kiedy wrócił, okazało się, że w miejscu
jego wspaniałego majątku dymiła dziura w ziemi, a wokół niej znaleźć mógł
tylko pył i spalone kikuty drzew. Do dziś jest przekonany, że to była moja
wina. I żąda, żebym mu oddał tamten majątek! Bo jak mu ktoś obiecał w moim
imieniu, to ja muszę wykonać. Moja wola i intencje tego kogoś zupełnie się
nie liczą!
Naiwność i bezradność większości istot zamieszkujących
Atlantydę, świadczą o tym, że nie one były stworzone do intryg,
kombinowania, podstępów i innych atrakcji wiążących się z oczernianiem
innych. Wyraźnie przegrywały z tymi, które miały ten talent wrodzony, ale
z powodu przekonania o swej wszechstronnej doskonałości i nieomylności,
nie chciały im ustąpić i tylko stawały się ich ofiarami.
W pewnym
okresie czasu społeczność została opanowana poczuciem bezsensu życia w
ciele i nadzieją na lepsze życie w świecie astralnym. Przerażało mnie to,
bo mimo wszystko należałem tam do najmniej naćpanych. Ale im bardziej
starałem się, by uświadomić im naiwność i fatalne konsekwencje takich
pomysłów, tym bardziej byłem separowany od innych, aż wreszcie uprowadzono
mnie i wysadzono ze statku na jakimś odległym lądzie. I to mnie uratowało.
Wielu Atlantów tuż przed ostateczną "ewakuacją" w astral otrzymało
specjalne inicjacje. Zapewne musieli oni najpierw udowodnić, że są ich
godni, więc zgadzali się na rytuały hipnotyczno - narkotyczne nie
podejrzewając podstępu. Takie rytuały to nie była dla nich żadna nowość,
więc podchodzili do nich z dziecięcą naiwnością. Panowało przecież
przekonanie, że do wszystkiego potrzebne są odpowiednie inicjacje: do
seksu, do miłości, do poszczególnych zdolności magicznych. Wszystko więc
wydawało się być OK. Do dziś większość z nich nie podejrzewa nawet, że
padli wtedy ofiarami swych rzekomych wybawców, którzy obiecali im wieczne
szczęście i wieczną wolność w bezcielesnej postaci. Ale "wybawcy" mieli
swoje, jasno określone cele i wiedzę, jakiej brakło "boskim istotom" z
Atlantydy. Owa wiedza dotyczyła praw rządzących światem duchów.
Chytrzy "wybawcy" nie poinformowali zwolenników życia w
bezcielesnej postaci, że jest ono naturalnie możliwe tylko do roku po
śmierci ciała fizycznego. Jeśli ktoś chciałby zostać tam dłużej, musiałby
zacząć czerpać energię od żywych istot za pomocą opętania ich lub
wysysania jej z żywych. "Wybawcy" wiedzieli jednak doskonale, jak działają
sugestie posthipnotyczne i swe ofiary inicjowali tak, by te musiały znów
się wcielić i zasilać swą energią tych, którym ani w głowie opuścić świat
astralny. Kto tu kogo wybawił? O święta naiwności!
No ale
za nieudany eksperyment z opuszczeniem tego świata trzeba było kogoś
obwinić. Wiadomo - tych, którzy pozostali przy życiu i "ściągali" z
astralu duchy, które potrzebowały się inkarnować. A owe inkarnacje były
wyjątkowo szkaradne! To efekt rozbicia ich ciała astralnego za pomocą
silnych energii. Te szkaradne inkarnacje miały też inny ukryty cel. Otóż
miały one zmotywować inkarnujące się w tak paskudnej formie istoty, by
dokonały lepszego wyboru i przerwały łańcuch demoralizacji i upadku. Znów
brak wiedzy o prawach rządzących światem duchów spowodował niewłaściwe
nastawienie naiwnych ofiar do eksperymentów.
Niektórzy dobrze
pamiętają, że byłem przeciwny naukom o przeniesieniu Atlantów w świat
astralny. Pamiętając to, ciągle mają do mnie żal i obwiniają mnie, że to z
powodu mojej złej woli nie udało im się dokonać ostatecznego
samounicestwienia! Nienawidzą mnie za to, bo w ich mniemaniu, gdyby nie
ja, dawno już nie musieliby się inkarnować. Wierzą w to głęboko, choć nie
jestem władcą ich karmy. A wierzą, bo tak zostali zaprogramowani przez
swych "wybawców". To im pomaga w realizacji misji zasilania ich energią
wielu cierpiących ludzi.
Od tamtych czasów aż do dziś, w celu
zasilania Atlantów zamieszkujących w astralu, stworzono mnóstwo
organizacji religijnych i ruchów pseudo - duchowych, których celem jest
tylko to, by zasilać astral energią żywych. A tam potrzeba coraz więcej
energii cierpienia, bólu i nienawiści. Szczególnie teraz, kiedy nadszedł
"czas żniw".
Czym jest "czas żniw"? Naiwne istotki
atlantydzkiego pochodzenia na pewno mają na myśli coś bardzo pozytywnego.
"Co zasiałeś, to i zbierać będziesz". A przecież ich zasiew musi być
dobry, bo one takie szlachetne! Owszem, zgadza się, teraz nadszedł
czas zbioru wcześniejszych zasiewów. Po owocach poznajemy ziarna, które
zostały zasiane.
Zaczynają się materializować negatywne kreacje
milionów ludzi. Na razie najtragiczniejszą i najgłośniejszą z owych
materializacji była zagłada WTC. Ale to nie wszystko. Ludzie inspirowani
ze świata astralnego manipulują dziś umysłami milionów ludzi. Nawołują do
nienawiści religijnej i rasowej. Złe duchy opętują terrorystów,
właścicieli mediów, polityków, wojskowych, oraz gwiazdy muzyki i filmu.
Wygląda to na bardzo dobrze przemyślaną akcję! Dzięki temu uzyskują dostęp
do coraz większej ilości ludzkich umysłów! I to im gwarantuje zwiększone
dostawy energii do przeprowadzenia kolejnych szaleńczych eksperymentów na
ludziach. Pomieszanie, strach, niepewność, nienawiść, a szczególnie
rozpacz po stracie bliskich, to wszystko gwarantuje astralom atlantydzkim
kolejne lata zasilania energetycznego. To właśnie znaczy "czas żniw".
Powiało Apokalipsą? I owszem. Trzeba sobie zdawać sprawę z faktu,
że ci, którzy po katastrofie Atlantydy zamieszkują w astralu, znają prawa
rządzące kreacją astralną lepiej niż większość ludzi. Przede wszystkim
widzą tam zalążki dojrzewającej karmy, które ludzie zauważają tylko w
wyniku specjalnych praktyk jasnowidzenia. Dla nich jasne jest to, co dla
nas ukryte, a dysponując ogromnymi rezerwami energii mogą wpływać na
zniechęconych życiem i polityką ludzi, by ci realizowali ich nikczemne
plany!
W "czasie żniw" dziwne rzeczy dzieją się w świecie ludzi
rozwijających się duchowo. Ujawniają się te same mechanizmy, które
zniszczyły Atlantydę. Ci sami ludzie zgromadzili się w latach 30 - tych XX
wieku wokół Hitlera. Ci sami próbują teraz rozpętać kolejną światową
zawieruchę. Nie patrząc na cenę głupi ludzie popierają ich awanturnicze
plany, bo najbardziej ich bawią doniesienia o kolejnych krwawych ofiarach.
A ceną tą jest koniec dominacji w świecie USA i wszystkiego, co ten kraj
reprezentuje. Może tylko przetrwa muzyka. Jeśli ludzie nie oprzytomnieją,
koniec może się okazać tak samo tragiczny, jak klęska hitlerowskich
Niemiec, albo nawet bardziej szokujący.
W "czasie żniw" alarmująco
przedstawia się sytuacja w kręgach ezoteryków i parapsychologów. Wielu
jątrzy przeciw prawdziwym mistrzom, a różne grupy uzdrowicieli i doradców
duchowych nawzajem obrzucają się klątwami. Oczywiście, za tym idą jawne
deklaracje miłości dla wszystkich żywych istot.
Znów powiało
Apokalipsą? A może tylko Atlantydą? Z tymi samymi aktorami w rolach
głównych? Tyle tylko, że teraz główni aktorzy ukrywają się za obliczami
statystów, którzy nawet nie wiedzą, jaką rolę grają! Pozytywne jest
to, że coraz mniej ludzi wierzy w to, że uda im się uwolnić od ciężaru
życia przez unicestwienie swego ciała i planety. Ludzie mają do siebie to,
że są niezwykle, wręcz chorobliwie, przywiązani do życia w ciele. Dużo
bardziej niż upadłe anioły, czy assurowie. To dobra wróżba dla przyszłości
Ziemi. A czy mamy szansę na wyjście z niewoli materii? Owszem.
Poznali ją już dawno i urzeczywistniają jogini i buddyści. Polega ona na
tym, że doprowadzamy do coraz wyższych wibracji umysł i ciało. Dzięki temu
żyjemy w świecie materii, coraz bardziej zdając sobie sprawę z faktu, że
władzę nad nią ma Duch. W ten sposób uczymy się doskonałego i spełnionego
życia we wszystkich warunkach i okolicznościach.
Joga i buddyzm są
dla zwykłych ludzi. Jeśli jednak ktoś z nas - dziś zwykłych ludzi - był
kiedyś istotą świetlistą, to rozpoznanie tego faktu może mu wiele wyjaśnić
i pomóc. Przede wszystkim dzięki temu może zrozumieć, dlaczego zawsze był
i nadal jest inny. A rozpoznając prawdę o swym pochodzeniu i swych
naturalnych cechach, może wreszcie przestać małpować ludzi i zamiast tego
wrócić do swych świetlistych wibracji i wyższej świadomości.
Powinien też wreszcie pojąć, że mimo iż pochodzi ze świata
bardziej duchowego, to jego miejsce jest tu - na Ziemi. I że w związku z
tym, ma się tu czuć jak u siebie w domu. Nikt bowiem nie wie lepiej od
niego, jak tu żyć i jak funkcjonować! Może więc zakończyć okres rezygnacji
z korzystania z należnych mu mocy duchowych i zacząć wykorzystywać je dla
dobra zarówno swojego, jak i innych istot. Zgodnie z intuicyjnymi -
boskimi inspiracjami. To zupełnie co innego, niż Atlantyda. Oczywiście pod
warunkiem, że czyni się to na trzeźwo i przytomnie!
Fenomen
kultury atlantydzkiej polega na tym, że przetrwała dość długo. Już bowiem
zgromadzenie kilkudziesięciu osób mających karmę assurów na małym
terytorium tworzy mieszankę wybuchową. Zaczynają walczyć z sobą jak
wścieli i nie przebierają przy tym w środkach. Przecież konkurencję trzeba
wytępić w zarodku. A u podstaw tej bezsensownej walki tkwi głęboko ukryte
w podświadomości przekonanie, że albo będziesz najlepszym, albo nikim. To
musi strasznie męczyć i eksploatować energię życiową.
Podobne
zachowania obserwowałem w pierwszym w Polsce Studium Psychotroniki.
Większość uczniów nie wytrwała tam dłużej niż 4 miesiące. A to dlatego, że
prawie wszyscy atakowali tam wszystkich za pomocą środków magicznych w
rodzaju: atak energetyczny, atak psychiczny, tele-hipnoza, czy klątwy.
Analogiczne zjawiska zachodzą w grupach regresingowych, gdzie trafiają
osoby z podobną karmą. Dziwić jednak musi to, że rozwiązując wiele
problemów, najczęściej nie widzą one potrzeby uwolnienia się od tego typu
zachowań. Mimo że dobrze wiedzą, jaką cenę karmiczną za to się płaci. To
dlatego nie ma co liczyć na powstanie aśramu dla regreserów. Zgromadzone w
nim osoby stanowić by mogły wręcz śmiertelne zagrożenie dla siebie
nawzajem i dla najbliższej okolicy.
Stare przyzwyczajenia i zwykła
głupota, a także niska samoocena z towarzyszącym jej poczuciem zagrożenia,
często motywują nas do niewłaściwych postępków. Bywa, że wielu z nas
sprzeniewierza swe duchowe moce. Chcieliby dobrze, ale urojenia o
zagrożeniach czy konkurencji nie pozwalają im wyluzować się i spać
spokojnie. Tak manifestuje się "świadomość nędzy", której doświadczają
nawet osoby bardzo bogate materialnie i zaawansowane w rozwoju duchowym.
U wielu pojawia się bunt przeciw jakiejkolwiek ingerencji "sił
wyższych" w ich życie. Uważają się nawet za lepszych od Boga, czy bardziej
od Niego potrzebnych tu, na Ziemi. Wielu uznaje się za mądrzejszych i
bardziej świadomych od swych duchowych opiekunów. Ten przejaw pychy, ale i
nieufności wobec Boga i Jego Planu, dotyka nawet znanych i wspaniałych
uzdrowicieli. A kto w to bagno wdepnie, zaczyna postępować wbrew głoszonym
przez siebie zasadom.
Kiedy odreagowałem pretensje do mego
opiekuna duchowego i bunt, że niczego od niego nie chcę, w nagrodę
otrzymałem od niego ochronę przed klątwami i innymi atakami psychicznymi.
Tym samym skończył się okres ochronny dla tych, którzy bezkarnie rzucali
na mnie klątwy. A durniów ci u nas dostatek. Ostatnią partię dotykających
mnie klątw posłali mi ludzie związani z Reiki (Uniwersalną Uzdrawiającą
Energią Miłości) za to, że podjąłem współpracę z mistrzem Reiki, którego
oni nie akceptują. Daj im Boże zdrowie, bo na rozum to już chyba za późno!
Jestem im jednak wdzięczny, ponieważ dowiedziałem się, że nie wszystko
można odreagować.
Czasami przydaje się jeszcze ochrona przed
atakiem energetycznym. Nie mogę zdradzić jej sekretów, ponieważ została mi
udzielona z "góry". Mogę tylko zasugerować, że jedynym sposobem otrzymania
jej jest zaprzestanie rzucania klątw na innych i otwarcie na przyjmowanie
darów i błogosławieństw od swego opiekuna duchowego. Najzabawniejsze jest
to, że mają go wszyscy, nawet upadłe anioły.
Upadające istoty z
wyższych światów duchowych pragnęły mnożyć doświadczenia. Nie zawsze więc
wybierały ludzką formę dla swych inkarnacji.
Trzeba uznać za fakt,
że inkarnując przez tysiące, czy nawet miliony lat, nabyliśmy cechy
gatunków, w których następowały inkarnacje i zatraciliśmy świadomość, kim
jesteśmy. Teraz trzeba sobie o tym przypomnieć, by nie małpować istot,
które mają inną konstrukcję duchową. Tylko poznanie jej może nam umożliwić
spełnione życie zgodne z naszymi autentycznymi, wrodzonymi, właściwymi nam
cechami. Nie można się bowiem spełnić w roli kogoś, kim się nie jest!
Ziemia z nieznanych mi powodów jest wielkim tyglem, w którym
mieszają się inkarnacje różnych istot pochodzących z różnych światów, a
inkarnujące w ludzkich ciałach. Na pewno ma to jakiś głębszy sens. Może
chodzi o to, by wreszcie nauczyć się współżyć z innymi, jeśli już nie
udało się powrócić do swego pierwotnego stanu przez niszczenie
materialnych światów?
Cechą ludzi jest przywiązanie do życia w
ciele i nie zmieniają tego faktu religie typu gnostyckiego, które nakazują
znienawidzenie ciała i życia. Ludzie chcą żyć i nie pytają o jakość życia.
Ta wydaje się być im obojętną. I tym różnią się od wszystkich innych
istot, które tu inkarnowały, a które są w mniejszości. Może dzięki temu ta
planeta nie ulegnie zagładzie?
Istoty, które pochodzą z różnych
planów duchowych, powinny wiedzieć, że świat jest bardzo skomplikowany i
że wszystko ma w nim swoje - właściwe dla siebie miejsce. Nie powinny więc
dążyć do opanowywania miejsc przeznaczonych dla innych, tylko wrócić do
tego, do czego są stworzone. Nie powinny też małpować innych istot, a
szczególnie tych, które znajdują się na zstępującej linii rozwoju, bo i
takie tu są.
Być sobą, to znaczy zaakceptować swoje zdolności,
możliwości, talenty i umiejętności, a także moce duchowe. Być sobą to
znaczy również zaakceptować, że tych mocy się nie ma, kiedy się nimi nie
dysponuje. To oszczędza wielu rozczarowań.
Być sobą to zrozumieć,
że nie wszystkie istoty są stworzone do miłości. Niektóre z nich nigdy jej
nie doświadczą, a inne muszą się nauczyć ją przyjmować. Być sobą to
również znaczy, uwolnić się od schematów i stereotypów. Pojąć, że inne
cechy i możliwości ma człowiek, inne anioł, a jeszcze inne strzyga (istota
z zstępującej linii rozwoju, mająca astralne rogi), choć "na oko"
wszystkie te istoty mogą wyglądać jak ludzie!
Nie ma więc jedynej
drogi dla wszystkich i jedynej moralności. Tym, co jest uniwersalne, to
akceptacja odmienności innych i ugruntowanie się w poczuciu
bezpieczeństwa. To również uświadomienie, że Ziemia jest naszą wspólną
ojczyzną, niezależnie od tego, skąd się tu znaleźliśmy. Gdybyśmy mogli być
gdzie indziej, na pewno już dawno tam byśmy byli.
Nie ma za to
identycznych praw rządzących zdrowiem, szczęściem i spełnieniem.
Niezdolność dostrzeżenia tego, to droga upadku. Wyjście z błędnego
koła może upadłym świetlistym istotom zapewnić tylko zgoda na powrót do
wibracji i mądrości, których wcześniej się zaparły i wyrzekły.
Zrozumienie tego, co jest dla mnie możliwe, a co nie jest, okazuje
się wyzwalające.
Niektórym te opowieści o upadłych aniołach wydają
się "kitem" wciskanym naiwnym, by ich jeszcze odciągnąć od oświecenia.
Pamiętają oni, że ktoś im w hipnozie wmawiał, że są upadłymi aniołami.
Hipnoza ta miała na celu podtrzymać ich pamięć o źródle ich pochodzenia,
ale uczyniła coś zupełnie przeciwnego - zamknęła im świadomość. W związku
z tym pamiętają tylko to, że ktoś ich oszukał wmawiając im anielskie
pochodzenie. Być może minie kilka lat, zanim za tą hipnozą dostrzegą, kim
naprawdę są. Tu nie ma ryzyka. Tu gra tylko prawo korzyści.
Jeśli
jesteś upadłym aniołem, a zgodzisz się, by wypełniały cię znów anielskie
wibracje, wówczas nastąpi twój powrót do punktu wyjścia, ale z
doświadczeniem, którego brak innym aniołom. Jeśli nie jesteś aniołem, to
zgódź się, że twoje oświecenie i twoja doskonałość mogą się przejawiać w
sposób bardziej zwykły i bez ujawnienia twych mocy duchowych. Musisz
wiedzieć, że w ten sposób też możesz stać się bosko doskonałym. Kiedy tego
doświadczysz, nigdy już nie przyjdzie ci do głowy, by uwolnić się od
życia.
A jeśli jesteś strzygą, to pogodzisz się, że idziesz w
zupełnie innym kierunku i przestaniesz się obwiniać, że bardziej pociąga
cię zło, destrukcja i ciemna strona mocy. Mam jednak jakieś niejasne
przeczucie, że strzygi nie czytają moich artykułów. Zastanów się więc
najpierw, czy twój wybór nie został podyktowany zakłamaniem i spróbuj
odkryć, kim naprawdę jesteś.
Zdaję sobie sprawę z faktu, że
niniejszy artykuł nie stanowi całościowego opisu historii upadku
świadomości. Chodziło mi raczej o to, by zademonstrować mechanizmy
rządzące upadkiem i umysłami upadłych, świetlistych istot. Wybrane okresy
dobrze je charakteryzują i wyjaśniają. A, jak wiadomo, historia lubi się
powtarzać!
|
|